„Ślepy archeolog” Marty Guzowskiej to książka, którą mieliśmy z
moim Pawłem dosłownie na wyciągnięcie ręki podczas zabawy #książkago, zorganizowanej
przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę w Gdańsku. Rozwiązując krótką zagadkę, odkryliśmy
gdzie ją schowano. Gra miejska odbywała się w całym mieście, więc naprawdę nam
się poszczęściło. Ale do czasu… Na miejsce przyjechaliśmy pierwsi i przez
kilkanaście minut szukaliśmy jej sami. Przejrzeliśmy wzgórze od szczytu do
podnóża i nic… Wszędzie zaglądaliśmy po kilka razy, niestety patrzyliśmy, a nie
widzieliśmy. Nagle przyjechała rodzinka, wsadziła rękę w drzewko i koniec
poszukiwań. W każdym razie dzięki temu niepowodzeniu, byłam jeszcze bardziej
zmotywowana, żeby książkę przeczytać. I oto jest, moja recenzja.
Tom Mara to przystojny, inteligentny i pewny siebie
facet. Jest znanym i cenionym archeologiem
w Kreteńskim Centrum Badań Archeologicznym. Jest też ślepy. Nie od urodzenia. Stracił
wzrok podczas trzęsienia ziemi, gdy miał osiemnaście lat. I gdyby mógł to nie
chciałby odzyskać wzroku. Świetnie radzi sobie w życiu, dzięki temu, że ma
znakomicie wykształcone zmysły słuchu i węchu oraz pamięć. „Jednak to jedno
zdanie zapamiętałem jeszcze z czasów, kiedy widziałem i mogłem sam czytać
książki. I kiedy bawiły mnie jeszcze takie rzeczy.
„Kiedy wyeliminujesz już wszystko, co niemożliwe, cokolwiek by zostało,
jakkolwiek byłoby nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Logika przydaje się w
życiu każdemu, ale ślepcowi szczególnie. To czego nie widzę, muszę uzupełniać
dedukcją.”
„Czasem siadam
na piasku, zdejmuję buty, podwijam spodnie i brodzę po kolana w wodzie, zimnej
bez względu na porę roku. Kiedy indziej tylko stoję i słucham rytmu fal, który
nigdy się nie zmienia.”
Wydarzenia mają miejsce podczas sezonu wykopaliskowego
na uroczej wyspie. Wszystko idzie świetnie do momentu, w którym na terenie
wykopalisk zostają odnalezione zwłoki dwojga polskich turystów z ranami
postrzałowymi, a tytułowy bohater zaczyna dostawać wiadomości z niepokojącymi
łamigłówkami. Skąd trupy na odległych wykopach? Kto bawi się w zagadki z Tomem
i czy uda mu się je rozwiązać? A co jeśli się nie uda?
Był to mój pierwszy kontakt z twórczością Marty
Guzowskiej. Zainteresowała mnie na tyle, że pewnego dnia sięgnę po inne jej
książki. Jej debiut to „Ofiara Polikseny” za który otrzymała Nagrodę Wielkiego
Kalibru. W jej dorobku znajdują się również: „Głowa Niobe”, „Czarne światło”
czy „Reguła nr 1”. „Ślepy archeolog” to powieść w której autorka łączy temat
dobrze jej znany, czyli archeologię, którą zajmuje się od dwudziestu lat, ze
sferą której nie zna czyli ślepotą. Dla mnie jako laika w obu tych dziecinach,
zrobiła to perfekcyjnie i uwierzyłam jej we wszystko. Pobudziła moją ciekawość
do tego stopnia, że sama przez chwilę próbowałam chodzić po domu z zamkniętymi
oczami, oczywiście z mizernym skutkiem.
Guzowska wplotła w fabułę
wiele wątków, które mylą trop czytelnika. Narracja jest pierwszoosobowa co
zakłóca rzeczywisty odbiór sytuacji. Czytelnik zaczyna się zastanawiać co jest
rzeczywistością, jaki jest rzeczywisty przebieg wydarzeń, a co jest tylko
wymysłem Toma. Zostało zasiane ziarno zwątpienia. Czyta się z zapartym tchem.
To jest ta książka, kiedy wieczorem mówisz sobie „ Jeszcze tyko jedna strona”,
a na zegarku już późna godzina…
Przez całą książkę przeszłam z ogromnym
zainteresowaniem. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Polecam ją każdemu, a
zwłaszcza miłośnikom dobrych kryminałów. Jednak zakończenie mnie zaskoczyło,
niestety na niekorzyść. Odniosłam wrażenie jakby powietrze dla tej lektury
skończyło na kilka stron przez metą. Gdyby nie to, książka dostałaby 6+ w moim
prywatnym rankingu.
Jeśli masz ochotę jako pierwszy czytać takie
książkowe skarby polecam www.czytampierwszy.pl .